Forum Free WTR Strona Główna Free WTR
www.wloclavia.fora.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Tomka 2009
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Free WTR Strona Główna -> Blogi rowerowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek




Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:40, 02 Mar 2009    Temat postu:

Dzisiaj poprawka po wczorajszym mocnym treningu. Tomek zadzwonił rano a za oknem takie słońce że aż grzech nie wyjść na rower. Przez okno oczywiście nie czuje się wiatru. Kurtka od wczoraj jeszcze nie wyschła to na to słońce założyłem lżejszą bez membrany. Już na mojej ulicy po pierwszym zetknięciu z wiatrem zastanawiałem się czy to nie błąd. Pojechałem do Molusia a potem razem do Brześcia. Osłabienie w nogach po wczorajszym wiatr ukazywał bardzo skutecznie. Tomek niestety jest w tym momencie sporo mocniejszy ode mnie. Ja cały czas za nim i tak na początku jeszcze się trzymałem. Ale od Brześcia i na polówce zadecydowałem że muszę jechać swoim tempem bo inaczej może mnie gdzieś rozłożyć i będzie potrzeba reanimacji. Na polówce wiało jeszcze mocniej. Spotkaliśmy Sławka z WTR. W klubowych barwach na swoim pięknym nowym rowerku leciał w drugą stronę. Nie trzeba było go mocno namawiać żeby się do nas przyłączył. No i Molus miał z kim pojeżdzić na tej polówce. Ja zostawałem regularnie trzymając się "swojego" tempa. Wiaterek boczny był tak mocny że rozpędzone ciężarówki jadące z przeciwka mało nas z rowerów nie zrzuciły. Niesamowite wrażenie i trening refleksu na opanowanie roweru. Zrobiliśmy niecałe dwa kółka i właściwie powinienem czmychnąć do domu prosto z Wieńca. Ale Tomek namówił mnie jeszcze na Brzezie. No dobra. Jedziemy ale już ani siły w nogach ani energii w reszcie ciała. Każdy podmuch to zimno wyrażnie odczuwalne. Sławek rozstał się z nami w Brzeziu a my dalej w kierunku Anwilu. Ledwo ciągnąłem się za Molusiem i zaczynałem fantazjować na temat jedzenia. Tak byłem pozbawiony energii że wyobrażenie tego co zjem w domu nabierało charakteru orgiastycznego. Mina mi się sama uśmiechała do makaronu. Dowlekliśmy się do jedynki i tam zaraz przed Zazamczem spotkaliśmy Kolę jadącego do pracy. Zamieniliśmy parę słów. Jak to zawsze z Kolą wesoła atmosfera, opowiadał troszkę o targach rowerowych. Ale oczywiście śpieszył się do pracy więc jedziemy dalej i ja już nawet nie mam siły wjechać na wzniesienie przy Hutniczej. Na szczęście do domu dwa kroki. Jak wrzuciłem rower na ramię to zastanawiałem się czy doniosę go na drugie piętro. Dostałem dzisiaj w kość. Mam nadzieję że teraz może być już tylko lepiej.
64.9km w 2:49


Ostatnio zmieniony przez Tomek dnia Pon 23:44, 02 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek




Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:53, 05 Mar 2009    Temat postu:

Dzisiaj słońce tak pięknie świeciło już od 10-tej że nie sposób było nie wyjechać na rower. Moluś się deklarował na wyjazd. Zgadaliśmy się i o 11:30 byłem u niego. Pojechaliśmy do Brześcia drogami przez pola. Wszystko było pięknie tylko wiatr coraz mocniejszy. Jechało mi sie dobrze aż do górek wkoło Brześcia. Niestety nawet takie małe górki ujawniają moje zaległości siły w stosunku do Tomka. Wiatr na polówce nie poprawiał sytuacji. Zmęczył mnie niesamowicie. Po dwóch kółkach byłem bardzo słaby. Na szczęście jechaliśmy już do domu. Jak się okazało droga do domu to te same drogi przez pola ale tym razem pod wiatr. Szło bardzo ciężko a wiatr był coraz gorszy. Miałem wrażenie jakbym jechał 20 km pod górę. Wiatr i pola to męka. Byłem w domu o 45 minut póżniej niż planowałem i trzy razy bardziej zmęczony.
76.5km w 3:31
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek




Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:55, 07 Mar 2009    Temat postu:

Dzisiaj pierwszy trening z którego jestem zadowolony i pierwszy na szosie. Mój Klein poszedł w ruch. Po mękach na góralu czas na łatwiejszą jazdę. Na placu o 11-tej zebrało się parę osób. Michał, Łukasz, Peptek, Orzełek, Rebe i ja. Orzełek pojechał na spotkanie z ekipą Radpaku na góralach. My pojechaliśmy na Kowal na spotkanie z Pawłem. Jak się okazało w Kowalu czekali na nas Radpakowcy i nie tylko. Beata, Sum, Marek, Orzełek, Molus, Adam, Stasiek, Lukmar, Siudek, razem z Pawłem było nas przez chwilkę 15 osób. Górale pojechali na trasę WTRu a WTR w kierunku Skrzynek. W peletoniku byli Michal, Moluś, Adam, Sum, Stasiek, Lukmar, Marek, Orzeł, Paweł, Siudek, Łukasz i ja. Czyli tuzin, jak drużyna Radpaku. Tempo narzucane przez Magików było dość mocne. Michał też dorzucał do ognia, pomimo swoich lat był jednym z najszybszych w grupie. Ja z Łukaszem byliśmy jedyni na szosówkach i oczywiście nikomu nie pozwalaliśmy odjechać. Na szosówce miałem taką przewagę nad goralami że ani Moluś ani inny góral nie byli w stanie odjechać nawet gdyby chcieli. Lukmar ze Staśkiem zmieniali się w nadawaniu tempa, Moluś też nie odpuszczał i trzymał się czołówki. Łukasz odjechał na największej górce. Nikt nie miał szans się z nim utrzymać. Zrobilismy prawie całą trasę WTR bez pętli i ze starą końcówką. Ale potem jeszcze wróciliśmy kawałek do sklepu w Skrzynkach. Na prostej pod lasem Łukasz znowuż odjechał ale tym razem dobrze się czułem i pociągnąłem za nim. Utrzymałem się na całej długości. To poprawiło moje samopoczucie na temat mojej formy. Jak już mogę utrzymać się za Łukaszem to nie jest ze mną tak żle. Główna grupa pojechała żużlówką przez las, ja z Łukaszem przez Kowal. Potem jedynką do Sosenki przed którą jeszcze wysiliłem się na finish ze Staśkiem i dałem radę. Jestem z siebie zadowolony bo kryzysu żadnego nie było, pomimo zimna i mżawki nie marzłem poza postojami, i co najważniejsze osiągnąłem parę celów na dzień dzisiejszy. Sporo ponad 80 kilometrów i żadnego kryzysu, to jest trening. Ciekaw jestem jak będzie jutro.
85km w 3:12
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek




Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:12, 08 Mar 2009    Temat postu:

Dzisiaj o 11 na placu zebrało się sporo kolarzy. Heniek, Rebe, Sławek, Łukasz, Marek, Marek, Marek, Peptek, Toubi, Balcer, Wiesiek, Zbyszek, Gucio i ja. Czyli 14 osób. Przypomnieniem tego że jest to święto kobiet były przyniesione kwiaty dla Beaty. Ale Beaty nie było, więc pojechaliśmy do Beaty. 15 osób to niezły peleton. Ruszyliśmy w kierunku tamy. Łukasz odjechał na samym początku, nawet nie wiedziałem kiedy. Zdziwiłem się tylko że nie wyszedł na prowadzenie na podjeżdżie za tamą. Sławek jako następny młody as WTRu pociągnął ostro a ja tuż za nim. Czułem się dobrze i do końca podjazdu nie musiałem zchodzić z tempa. Po wczorajszym mocnym treningu to dobry znak. Tydzień temu po niedzieli byłem słaby. Dzisiaj spokojnie mogłem utrzymywać się w czołówce niezależnie od tego kto ją prowadził. Heniek, Marek, Sławek zmieniali się na prowazdzeniu. Grupa ciągle się rozrywała. Górale oczywiście mieli najgorzej. Toubi z Balcerem sobie spokojnie jechali i nie przejmowali się szarpaniem szosowców. Po tamie skręciliśmy na prawo na Dobrzyń. Potem na lewo na Lipno. Gdy skręcilismy w prawo do drogi lipnowskiej grupa rozpadła się na dobre. Ja ze Sławkiem i Peptkiem czekaliśmy na resztę już na drodze do Włocławka. Czołówce pozwoliliśmy odjechać i spodziewaliśmy zobaczyć resztę. Nikt nie jechał, Peptek dzwoni i są gdzieś w barze. Sławek wrócił do nich, ja z Peptekim pojechałem do domku. Formy najwyrażniej wszyscy mają jeszcze różne i wszyscy spragnieni jazdy. Dzisiejsze podjazdy i sprinty wychodziły mi nieżle i byłem z siebie zadowolony. Co prawda przegrałem jeden sprit z wyskakującym z nienacka Jackiem ale wyskoczył mi but z zapięcia niestety. Siła mi wraca po pierwszym tygodniu treningu to bardzo dobry znak. W pierwszym tygodniu marca przejechałem tyle kilometrów co przez cały styczeń i luty razem wzięty. Waga jeszcze sporo za duża i wiele kilometrów przede mną, ale początek na razie jest ok. Licznik padł w połowie jazdy, około 50km zrobione.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek




Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:01, 11 Mar 2009    Temat postu:

Dzisiaj już myślałem że nie pojeżdżę. Ale słonko zaczeło wyglądać. Co prawda pełno złowrogich czarnych chmur było wkoło. Około drugiej patrzę Łukasz jest na forum. No to telefonik i spotykamy się na placu o 3. Chciałem jeszcze Molusia wciągnąć w trening żeby mi Łukasz za mocno nie dał w kość. A Łukasz jak to Łukasz poniżej 40 jeżdżi niechętnie. Ale mi się jakoś dobrze jechało. Tylko w drodze do Kowala powiedziałem mu żeby pod górkę nie przyśpieszał, potem już nic nie mówiłem. Jechało mi się na prawdę dobrze. Nie wiem czy to te dwa dni przerwy, przecież to dopiero drugi tydzień treningów. Pod lasem jechaliśmy spokojnie gawędząc o wszystkim i o niczym. Wiatr był dość mocny ale dzisiaj mi nie przeszkadzał. Zresztą większość czasu jechałem za Łukaszem. Gdy zrobiliśmy nawrót jakiś kilometr za sklepem, wyrażnie dało się odczuć wiatr przeciwko nam. Łukasz zaczął szarpać jadąc na stojąco na ciężkim przełożeniu, ja na miękim płynnie kręcąc tuż za nim. Łukasz tak prowadził pod lasem, nie zmęczył mnie za bardzo więc za zakrętem ja prowadziłem do Kowala. Gdy zaczął się lekki podjazd na długiej prostej tuż przed Kowalem zaczeliśmy rozmawiać o strategii na finish maratonu WTR. Więc myślałęm żę posprintujemy do stadionu. Łukasz nie wychodził na prowadzenie, podjechał obok mnie ale trochę z tyłu. Myślałęm że się czai na sprint, zacząłem przyśpieszać przed najbardziej stromą częścią podjazdu, tam łukasz może mieć największą przewagę nade mną. Więc nadal przyśpieszałem Łukasz nadal tuż za mną. Byłem pewien że zaatakuje więc 200 metrów przed metą zacząłem sprint. Naciskam ile mogę nie patrzę na Łukasza. 30 metrów przed metą czuję zbiżający się limit moich możliwości więc dyskretnie patrzę do tyłu... a jego nie ma. Jest jakieś 50 metrów za mną. Trochę byłem rozczarowany, pomyślałem że pewnie nie chciał zdradzić swoich możliwości i nie sprintował ze mną. Ale to chyba było by zbyt taktyczne posunięcie jak na Łukasza. W drodze z Kowala stało się coś bardzo dziwnego. Ja zrobiłem dłuższą zmianę niż Łukasz. Gdy podjeżdżalismy pod tablicę myślałem że może dał mi dłużej poprowadzić żeby zaatakować na tablicę więc przyśpieszyłem 100 przed nią. Ale Łukasz tylko trzymał się koła. Może nie chciał mnie męczyć, ale ja czułem się bardzo dobrze. Ani jednego momentu kryzysu czy nawet zadyszki (oczywiście opócz finiszu). Jak na drugi tydzień trenowania to jestem bardzo zadowolony z siebie. Tydzień temu było odwrotnie to i za tydzień może być żle. Ale dzisiaj było dobrze.
58.4km w 2:03 śr-28.7
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek




Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:21, 12 Mar 2009    Temat postu:

Dzisiaj niestety Łukasz się wykręcał z treningu. Tak, tak, jego wina, nie będę tego ukrywał Smile Ja dlatego poszedłem pobiegać. Dwu tygodniowa przerwa w bieganiu okazała się okrutna dla całego systemu, a kolan w szczególności. Tylko 4km.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek




Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:27, 14 Mar 2009    Temat postu:

Dzisiaj zbiórka o 11 na rondzie. Przyjechali Adam, Lukmar, Moluś, Stasiek, Marek, Robert, Łukasz i ja. Łukasz jedyny na szosie a my jedziemy w las. Umówieni jesteśmy z Pawłem i Lasotami. Ja niestety przechodzę jakiś mały katarek i nie czuję się na 100%. Jedziemy więc w las na Kukawy. Niestety nie jest tak sucho jak mieliśmy nadzieję ale da się jechać. Lukmar jak zwykle z Molusiem na czele, a ja z Adamem spokojnie na końcu. Na żużlówce przed Kukawami spotykamy Pawła, jakiś kilometr za spotykamy Lasotów. Potem skręcamy w lewo na Smólnik gdzie Darek myślał że będzie sucho. Niestety tam prawie non stop zupełne błoto. Moluś z Darkiem i Lukmarem z przodu, Paweł za nimi, ja za Pawłem, ale Robert mnie woła z tyłu. Jako że mu obiecałem że wrócę z nim wcześnie i zaczynam sam marznąć na tym błocie bo szybko się nie da jechać, więc podejmujemy decyzję powrotu. Krzyczymy przejeżdżającemu Sławkowi z Adamem że wracamy i jedziemy z powrotem. Stasiek z Markiem musieli jeszcze wcześniej zawrócić bo po nich ani śladu. Spokojnie do jedynki i do domu. Jak na dzień z katarkiem to bardzo odpowiednia nieforsująca wycieczka.
41.6km w 2:00
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek




Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:37, 15 Mar 2009    Temat postu:

Dzisiaj zbiórka na placu wyszła jeszcze lepiej. 17 osób i to bez Rebego. Byli prawie wszyscy, Ramirez się pojawił, Balcer przyprowadził kolegę na nowiutkim góralu. Ci ostatni pojechali za Wisłe reszta na Ciechocinek. Pogoda dość zimna. Po powrocie prawie 7 stopni, ale wysoka wilgotność powoduje że odczuwa się zimno. Pomimo katarku jechało mi się dobrze. Co prawda gdy próbowalem ścigać się z Guciem za każdym razem wyrywałem but z pedału. Gucio się rozbestwił tymi sprintami i trudno go złapać. Ale górki wszyskie poszły dobrze, tym bardziej że moja manetka tylniej przerzutki nie działa w takich temperaturach i postanowiłem nie używać przedniej przerzutki. Całą trasę przejechałęm na jednym przełożeniu. Calutką, od sprintów po podjazd w Nieszawie. Prawie jak na ostrym kole Smile Do Ciechocinka dojechaliśy chyba w 15 osób. Mirek wrócił, Rebe dołączył. Dotarliśmy tam w grupkach ale w podobnym czasie. Postaliśmy pod grzybem, pojechaliśmy pod tężnie, o tej porze roku i w tej pogodzie wszędzie pusto i szaro. W drogę powrotną ruszyliśmy już w grupkach. Rebe jedzie prosto, reszta się zastanawia, inni już chyba pojechali. Pojechałem za Rebe bo nie chciałem jechać po jedynce i wolałem wrócić tą samą trasą w spokojnej grupce. Niestety w Nieszawie ruszyłem pod górkę bo wiedziałem że na tym przełożeniu nie będzie łatwo. Tylko jeden z Marków pojechał ze mną. Potem oglądamy się i jakaś jasna czapeczka się telepie ale daleko i chyba nikt więcej. Dojechaliśmy do sklepu gdzie chciałem poczekać. Zszedłem z roweru i patrzę kto jedzie. Ta czapeczka to zbliżający się Rebe a z nim Wiesiu. Coś do nich krzyknąłem, nawet nie zwolnili tylko polecieli prosto w kierunku jedynki. Marek poleciał za nimi, a ja zostałem sam, ja na jedynkę nie jadę. Taka fajna pusta trasa i mam się pchać na zatłoczoną, niebezpieczną jedynkę? Nigdy więcej. Teraz mam za swoje, potrzebne mi było to czekanie. Teraz nie ma nikogo wkoło. Od pieciu kilometrów jechałem prawie sam więc następne 25 też dam radę. Łapię za LeMondkę i kręcę swoim tempem. Nawet wygodnie, nie trzeba się szarpać. Tempo koło 30 i idzie mi dobrze chociaż wiatr mam chyba przeciwko sobie. Górki przyśpieszam i jakoś idzie. Czuję się nawet jakbym jechał z wiatrem, dziwne ale jestem zadowolony. Wiatraki pokazują że jednak pod wiatr. Flagi przy azotach też. Zmęczenie powoli daje się we znaki, ale nic poważnego. Gdy wyskakuję na Toruńską widzę jakieś 300-400 metrów przede mną sylwetkę na jezdni. Trudno rozpoznać ale dość charakterystyczna, duża. Poza tym na jezdni, więc chyba Henio. Ożywiłem się i zamiast po tej wstrętnej ścieżce to po jezdni naciskam. 36, w porywach 39 na liczniku. Heniu zbliża się szybko. Już na odcinku tuż za zakrętem gdzie górka pozwala go dojść szybko, jeszcze obok lasu mijam go. Jedzie ciężko. Potem z górki mam ponad 40 i Heniu zostaje. Ja już chcę tylko do domu. Przy pierwszych szafach wskakuję na ścieżkę i pędzę do domu. Jak na długą podróż siły w nogach jeszcze sporo. Zadowolony z siebie wpadam do domu. Przypominają mi się chwile kiedy próbowałem zaprowadzić dyscyplinę w wyjazdach WTR i kilkunastoosobowa grupa pojechała do Ciechocinka i wrócila razem. Te czasy chyba już mineły niepowracalnie. Teraz nikomu na niczym nie zależy, każdy jedzie swoje. Ciekaw jestem w ilu grupkach wróciliśmy dzisiaj?
81km w 3:12
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek




Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:19, 18 Mar 2009    Temat postu:

Dzisiaj nikt nie chciał jechać. Łukasz bał się wiatru. Adam się też go wystraszył. Moluś się nie wyrabiał i mu się nie chciało. Sam więc wyjechałem na miasto, tak się pokręcić trochę. Bulwary, nowe ulice miasta, Cululozowa itp. Kręce się po P2, Olszowej, starym i nowym rynku. Moluś dzwoni. Wyjeżdża. Jestem na Zduńskiej. Umawiamy się na placu. Przeparadowałem 3-maja ze dwa razy i jest Tomek. Ja już zmarznięty więc na Zarzeczewo nie mam ochoty. Jedziemy więc na Szpetal. Tomek myśli że będzie mokro. Jedziemy asfaltem, na górze w las. Zupełnie sucho. Jeżdzi się bardzo dobrze. Trochę lepiej pod górę niż w dół bo sporo liści i nie widać co pod nimi. Ja na sztywniaku muszę podwójnie uważać. Jedziemy chyba białym szlakiem. Moluś nadaje dobre tempo, nie za szybko, nie za wolno. Wspaniałe powietrze choć bardzo zimno, jak w styczniu a nie parę dni przed kalendarzową wiosną. Tomek mówi: to jeszcze raz i jedziemy, bo zaczyna się robić szaro. Ale chyba robimy dwa kółka. Potem jeszcze chce pod pielęgniarki, więc jedziemy. Potem zjechaliśmy koło pomnika. Tomek chce jeszcze raz pod górę. Mówię OK, ale tym razem na prawdę ostatni raz. Już prawie ciemno. Wjechaliśmy, zjechaliśmy. Tomek mówi że mu brakuje 30 metrów do 500. Ale jest już zupełnie ciemno. Mówię jedź, ja nie mam świateł, więc jadę do domu. Fajny widok na Wisłę. Sporo wody. Wiosna czai się gdzieś za rogiem. Mocno zimno, ale przejażdżka wzorowa. Razem z bieganiem w południe (6km) dobry trening.
35.8 w 2:24
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek




Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:17, 19 Mar 2009    Temat postu:

Dzisiaj powtórka Szpetala. Tomek zebrał się jednak równie póżno. Za duży obiad ciążył mi od samego początku. Jechało mi się jakoś ciężej niż wczoraj. Tempo na tym ucierpiało. Na zjazdach szczególnie byłem ostrożny i Moluś odjechał mi tak daleko że zabłądziłem i zamiast koło kościoła wylądowałem koło szkoły. Wtedy odzywa się telefon, rozmawiam i patrzę że robi się już szaro. Przejechałem jeszcze jedno koło wzdłuż białego szlaku, nic dziwnego że się zgubiłem, jest raczej oznaczony dla tych którzy znają trasę. Po całym kółku samotnie zrobionym nieco wolniej jest już prawie ciemno. Wiem że Tomek jest gdzieś na trasie, jest jednak za zimno na czekanie a na telefon nie odpowiada. Jadę więc do domu. Na moście dopiero telefon od Molusia. Już zupełnie ciemno a on jeszcze na trasie. Mówi że jeszcze nie jest tak ciemno. Chyba nikt w tym roku nie trenuje tak jak on. Było bardzo zimno. Mróz ale przyjemnie.
20.1km w 1:33
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek




Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 17:29, 21 Mar 2009    Temat postu:

No to jest trening. Dzisiaj dwa okrążenia Włocłavii i Skrzynki. Górki, piachy, las wertepy, bardzo mało asfaltu. Zimna pogoda, wiatr, ale sucho. Marcin niszczył kolegów od samego startu. Ja na szczęście spóżniłem się wychodząc z domu i umówiłem się z Molusiem na początku żużlówki na 9-tym kilometrze. Byłem trochę przed nimi. Lecą w czwórkę. Moluś, Lukmar, Stasiek i Marek. Marcin nawet nie zwolnił wjeżdżając w żużlówkę. Musiałem podkręcić żeby ich dojść. Pomyślałęm że Marcin wyskakuje raz na tydzień i musi się wyszaleć. To co ja myślałem to Stasiem już mówił na głos. Stasiek tak ja ja potrzebuje jeszcze rozjeżdżenia a nie szybkości. Również zauważyłem że Marcin schudł w porównaniu z zeszłym rokiem. Na parking w Kulawach wjechaliśmy dosłownie 5 sekund po Lasotach którzy przyjechali z Czesławem. W ósemkę ruszyliśmy na trasę Włocłavii. Nadal tempo ostre. Jakoś się utrzymywałem, nie zdychałem ale trochę było za szybkie, gdzieś w tyle jechałem nie zostając. Na koniec górka o DVD oczywiście moja ulubiona więc poszła mi dobrze. Piach i górki chyba wszystkich lekko zmęczyły. W drodze powrotnej trochę przyspieszeń ale nic poważnego. Stasiek z Markiem pojechali do domu po pierwszym, Czesław już był w drodze powrotnej. A my w piątkę na drugie. Tempo chyba słabsze albo ja się lekko rozgrzałem. Szło mi dobrze i często prowadziłem. Szczególnie na ostatniej górce wyrwałem się do przodu. Potem jeszcze na Skrzynki odprowadzić Lasotów. Jechaliśmy z tyłu z Darkiem rozmawiając o wszystkim i o niczym. Parę kilometrów przed Skrzynkami Darek przycisnął i poszliśmy dobrym tempem do samych Skrzynek. Z powrotem Marcin poprowadził nas jakąś piaszczystą drogą. Tomek już miał lekko dosyć. Postój na Kukawach już trochę pod znakiem zmęczenia. Nikt nie miał już ani kropli płynu. Tomek z Marcinem coś jedli. Ja tylko marzłem. Energii mi nie brakowało, ale za dużo postojów powodowało że robiło mi się chłodno. Dalej żużlówką już ja prowadziłem, spokojne tempo, jedynką i do Sosenki, a raczej konkurencji na przeciwko na napój. Czuło się dobrze przepracowany trening. Potem już prosto do domu. Bardzo dobry trening.
81.4km w 3:47 i prawie 500m w górę
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek




Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:15, 22 Mar 2009    Temat postu:

Dzisiaj dobra poprawka wczorajszego, ale na szosie. Trochę kropiło jak jechałem na plac. Tam już czekała spora grupa. Michał, Jacek, Beata, Sławek, Wiesiek, Heniek, Marek, Sinbad i jeszcze parę osób ale nie pamiętam niestety bo szybko się dzisiaj wszystko porwało. Zaraz po dotarciu żeby nie zapomnieć próbowałem dać Beacie 14zł które w moim imieniu podobno zarząd WTR wydał już na różne wydatki. Beata nie chciała przyjąć, mówiła coś o decyzji zarządu. Spytałem jej się czy odmawia przyjęcia tych 14 zł i powiedziała: Tak, odmawiam. No cóż. Na Beatę się nie będę obrażał a nikt inny pieniędzy w imieniu WTR nie zbiera. Zarząd to zarząd, rozumiem Beatę...
Ale chwilę póżniej pojawia się sam szef zarządu. Witamy się, stoi nas trzech obok siebie uścisnął dłoń pierwszemu, potem nie zauważył mojej wyciągniętej dłoni i uścisnął dłoń trzeciemu, który stał po drugiej mojej stronie. Co prawda nie mam 190 i 100kg ale nie zauważył mnie jakbym był powietrzem. No cóż, zagrywki w „zorganizowanym” WTR schodzą do poziomu w którym nie chce mi się babrać. Na szczęście był jedynym który się ze mną nie przywitał. Jedziemy na Kowal. Sławek z Wiesiem i Markiem narzucają dobre tempo, jestem z nimi. Tak trzymamy do Kowala. W Kowalu na skrzyżowaniu czekamy. Łukasz, Wiesiek, Marek, Sławek są. Heniek jest szybko, potem Moluś jedzie i pojechał, pewnie nie chciał szosowego tempa. Czekamy dość długo, parę telefonów. Ja już zmarznięty więc ruszam. Reszta kawałek za mną, na rozjeżdzie brak decyzji w którą stronę. Beata powiedziałą że umówiła sie z Rebe że jedziemy zgodnie z kierunkiem maratonu.To jedziemy. Łukasz, Marek i Heniek są. Reszta się ociąga. Heniek mówi że on tylko 50km i jedzie na Gostynin. Skręcam na prawo na trasę maratonu, Marek i Łukasz dojeżdżają do mnie. Jedziemy spokojnie. W tyle jest grupka, zwalniamy. Jacek, Beata, Wieisek i Sławek też są. Jacek kradnie jakąś tablicę znienacka. Potem ja rozpędzam sie na górkę ale Sławek przede mną. Potem zjazd do Baruchowa i do sklepu. Dziękuję Sławku za drożdżówkę. Za duża, połowa idzie do kieszeni. Jedziemy do Kłotna bo tam ma być zagubiony Rebe. Chyba pojechał jednak w drugą stronę. Jest Rebe. Jedziemy teraz od Kłotna trasą maratonu. Do zakrętu w drogę na Skrzynki spokojnie i wiatr chyba boczny. Ale wracając do Kowala wiatr w twarz i dość mocny. Jedziemy w grupie. Przy lesie Łukasz wychodzi do przodu, ja za nim. Kręci ambitnie, ja na kole. Ze dwa kilometry mocnego kręcenia, Łukasz schodzi z tempa, reszty nie ma. Daję więc zmiankę, taką na kilometr ale zawsze, Łukasz się śmieje że 400 metrów. Zawsze jest krótsza gdy się jedzie na kole, dłuższa gdy się prowadzi. Potem Łukasz ciśnie chyba na maksa, ja się nie daje i bez większego problemu utrzymuję na kole. Czekamy na zakręcie na resztę. Piję, marznę, ale są w miarę szybko. Jedziemy finish na Kowal. Sławek ambitnie prowadzi pod wiatr i górkę. Ja za nim, Rebe za mną, już myślałem że będzie finish. Sławek przyśpieszył pod górkę, ja za nim. Potem Łukasz wyskakuje, ja za nim ale już nie daję rady, brak przełożeń. Łukasz na stadionie o parę długości roweru.
Jedziemy przez Kowal czekając na resztę. Wiesiek z Jackiem prowadzą do tablicy. Niedługo po tablicy Wiesiu zwalnia i ja wychodzę do przodu. Już nie ma się na co oglądać, jadę na czele. Nie za szybko ale prowadzę do samej Sosenki. Tam Łukasz zostaje na hamburgera, reszta jedzie na ścieżkę. Jadę więc dalej samotnie. Na Chopina widzę jakąś paradę BMW. Całe centrum zawalone Beemwuszkami. Robię rundkę zwycięstwa wkoło pomnika na placu i do domu.
65.8 km w 2:31 av-26.4 YTD-1045
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek




Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 23:59, 26 Mar 2009    Temat postu:

Dzisiaj tylko do Molusia po hamulce. To jego następna dotacja do mojego nowego projektu rowerowego. Sporo śniegu jeszcze było leżącego po kątach i w lesie. Niby słońce ładnie świeciło ale nadal zimno i błoto nawet na ścieżce asfaltowej. Potem na Piekarską po fajki i pancerze. Na placu spotkałem jeszcze Sinbada siedzącego na naszej ławce służbowej.
15.6km w 0:47
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek




Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:01, 28 Mar 2009    Temat postu:

Dzisiaj koledzy z Radpaku praktycznie zmusili mnie do wyjazdu na Szpetal. Trochę mi to było nie na rękę bo chciałem wreszcie wciągnąć Pawła do treningów. Tuż po 10-tej pojechałem na most żeby do nich dołączyć. Było nas chyba 7 osób. Pojechalismy prosto za kościół i na trzy kółka na trasę. Ruszyłem za Molusiem ale jednak jechał za szybko. Pozwoliłem mu odjechać i swoim tempem spokojnie jechalem. Uważałem bardzo na zjazdach. Po drugim okrążęniu miła niespodzianka. Młodszy brat Orzełka, Wojtek stał na dole kółka. Zaprosilem go na jazdę i przejechaliśmy cale kółko, przynajmniej dopóki nie zostawil mnie na ostatnim zjeździe. Staśkowi pękł zacisk sztycy. Musiał więc wracać. Temat rzucony Bobrowniki, Sławek nawet chciał Toruń. Trasa do Bobrownik jeszcze trochę mokra ale dała się jechać. Moluś wyprowadził Slawka i mnie w las i potem na drogę nad Wisłą. Myśleliśmy że grupa Adama jest za nami więc czekamy. Moluś dzwoni do Adama i mówi że oni są przed nami, więc gonimy. Gonimy i gonimy a ich nie widać. Następny telefon i okazuje się że są za nami więc znowuż czekamy jadąc. Tak dojechaliśmy do Bobrownik i czekaliśmy tam dalej jeżdżąc wkoło rynku. Trójka dojechała ale do Torunia chciał tylko Adam, reszta wróciła. Jedziemy więc w czwórkę do Torunia. Nikt tak na prawdę nie jest pewny trasy. Od Szpetala przejechaliśmy pewnie za 45 kilometrów i myśleliśmy że jesteśmy już niedaleko. Tereny tam dość ciekawe, leśne, niezaludnione. Ani miejscowości, ani dróg asfaltowych, tylko pojedyńcze zabudowania bardzo oddalone od siebie. Zrobilśmy parę skrętów i jedziemy tak trochę na orientację, mając nadzieję że zaraz zobaczymy przedmieścia Torunia. Na jednym rozjeździe Tomek chciał jechać do zagrody spytać o drogę, ja zauważyłem mały budynek z jakąś tablicą i otwartymi drzwiami. Ja się okazalo to był sklep. Zadowoleni kupujemy coś do zjedzenia i napoje. Pytamy pani ile do Torunia a ona mówi jakieś 30-35 kilometrów. Wow, tu już prawie czternasta a my nadal 30 kilometrow przed Toruniem. Po krótkim obliczeniu wyszłoby nam jeszcze ok 90km. Ja już mam 55 naliczniku, Tomek ponad 60. Krótkie zastanowienie bo jak zaliczymy Toruń to w domu będziemy dopiero ok 18. Wszyscy powoli zaczynają rozumieć że musimy wracać. Dobra decyzja. Towarzystwo w sklepie przednie. Wyskoczyło chyba z siedem osób z Żuka i oczywiście wszyscy po piwnku. Potem następna załoga Polonezem i też oczywiście po piwka. Dla mnie w tym sklepie jabłuszko, bułeczki, czekoladka i sok pomidorowy. Pani nie miala wody, więc drugi sok do bidonu. W drodze powrotnej do Bobrownik za każdym razem gdy piję z bidonu, miłe zaskoczenie, coś słodkiego i smacznego, podobało mi się to. W Bobrownikach następny sklep, Adam już nieżle zmęczony. Moluś ze Sławkiem narzucali bezlitośnie niezłe tempo. Wracamy oczywiście asfaltem. Na górce ustalona już kolejność, Tomek z przodu, ja za nim potem Slawek i Adam, zadeklarował się jako ostatni pod górkę. Na płaskim mocniejszy wiatr, wszyscy już lekko zmęczeni więc zakladamy wiatrówki. Teraz już cieplutko, można jechać dalej. Sławek się dzielnie trzyma jadąc mocno, Adam słabnie, ale też trzyma się dzielnie. Pod górkę Moluś rwie i razem zostawiamy ich z tyłu. Czekamy na nich przy pierwszym sklepie we Włocławku. Są dość szybko więc jedziemy spokojnie na most i do domku. Bardzo fajny trening. Moluś już nieżle wytrenowany. Ja lekko zadowolony z siebie. Sławek i Adam na prawdę w lepszej kondycji niż można by było się spodziewać. Bardzo dobry trening z różnymi elementami. Nie za długo i nie za krótko.
90.6km w 4:49
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tomek




Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 228
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:57, 29 Mar 2009    Temat postu:

Dzisiaj niedziela, więc mój "moralny obowiązek" i zamiłowanie do tradycji przygnało mnie na plac. Zebrało się z 15 osób. Pokazał się Michał na kolarzówce wreszcie, Heniek, Mirek, Łukasz, szef wycieczki Jacek, zarząd, dwa Marki, Toubi, Balcer, Sławek, Wiesiu, Peptek, Sinbad, i co wprawilo mnie w podziw Sławek-Sum. Po wczorajszym ostrym dniu wykazał się odwagą i kondycją jednocześnie. Pewnie kogoś pominąłem bo na placu tylko chwilka i w drogę. Znowuż się porwało ale mniej niż poprzednio i zjechaliśmy się w Kowalu. Potem chyba na Chodecz i do Szczytna. Heniek poleciał dalej jedynką, Michał też gdzieś się zapodział, Toubi z Balcerem skręcili inaczej w Kowalu chyba, ale Sum trzymał się bardzo dobrze jako chyba jedyny góral w grupie, na prawdę ma moje uznanie. Postój w Szczytnie, na szczęście obok baru do którego weszła połowa wycieczki był sklep. Suma już nie było. Rozmawialiśmy przed sklepem ze Sławkiem, Łukaszem, Wiesiem i Markami. Słoneczko nawet trochę świeciło i nie czuć już było zimy, ani zimna. Trochę było dzisiaj szarpania ale niewiele i jakies takie niezdecydowane. Ja jechałem na luzie, odpoczywając po wczorajszym. Na koniec wycieczki Łukasz, Wiesiek i Marki gdzieś odjechali a reszta przez Brześć i Wieniec do domu. Znowuż dużo serdeczności ze strony "zarządu" WTR w moim kierunku. Tym razem w wykonaniu Beaty. Mam nadzieję że to ciągłe ich zajmowanie się moją osobą nie przeszkodzi im w zorganizowaniu maratonu w Kowalu, bo nie widać żeby coś się w tym kierunku działo. Trzeba pochwalić Jacka za zorganizowanie trasy i zdecydowane egzekwowanie jej. Ojciec-przewodnik robi się coraz lepszy, jak wino. Chociaż on sam mówi że to miód mu pomaga. Ja mu nie wierzę, bo miodu niestety nie lubię. Ale kto wie, może to miód, sprinty wychodzą mu dobrze i coraz lepiej, choć dzisiaj do tablic nie startował. Dla mnie dużo spokojnych kilometrow w sam raz na dzisiaj.
91km w 3:38
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Free WTR Strona Główna -> Blogi rowerowe Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 2 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin